Co skrywa Autorka "Teatru snów"? | Wywiad z Iwoną Anną Dylewicz
Wywiad z Autorką powieści
„Teatr snów” Iwoną Anną Dylewicz
Co nam powiedziała podczas wywiadu? Czy kurtyna "Teatru snów" została uchylona? Sprawdźcie sami
CO Autorka miała nam do powiedzenia?
poniżej wywiad w formie wiedo
Iwona Anna Dylewicz: Ta historia powstawała w kilku etapach, ale ten pierwszy krok zrobiłam jeszcze w czasie studiów na filologii polskiej. Nie pamiętam, czy to na drugim czy trzecim roku. W Muzeum Narodowym we Wrocławiu była wystawa chyba pod tytułem „Impresjoniści”. A może „Surrealizm”? Nie pamiętam dokładnie. Tam po raz pierwszy miałam okazję oglądać na żywo niezwykłe obrazy, w tym również kilka autorstwa Zbigniewa Beksińskiego. Ten szpaler monstrualnych zakapturzonych mnichów w habitach i biegnący pomiędzy nimi człowiek z pochodnią wywarł na mnie ogromne wrażenie. Stał się czynnikiem do powstania opowiadania, a zarazem pierwszego epizodu. Odłożyłam je na wiele lat do szuflady. Powieść dojrzewała we mnie bardzo powoli. Później – za namową – dopisywałam kolejne rozdziały, które w przedziwny sposób ściśle połączyły się z tym pierwszym. A jednocześnie miałam intensywne sny tak realne, że one również musiały znaleźć swoje miejsce w tej historii. Czasem również zdarza się, że jeden sen mamy w kilku odsłonach albo budzimy się, a po chwili zasypiamy i śni się nam ciąg dalszy. Można powiedzieć, że taki jest „Teatr snów”.
Iwona Anna Dylewicz: To prawda. Zaczarował mnie swoimi obrazami. Doborem kolorów, szczegółami tak wyeksponowanymi, że można zamknąć oczy, by poczuć ich plastyczność. Zdaje mi się, że w żyłach namalowanych przez niego postaci krąży krew i jeśli dotknę płótna poczuję ich puls. Bliski pewnie przez tematykę trochę makabryczną, z przesłaniem, że jesteśmy śmiertelni, a jednocześnie urzekł mnie talent i wielka wyobraźnia, których nie można odmówić Beksińskiemu. Nie chcę tu wnikać w jego życie osobiste i jakim był człowiekiem. Wiem, że budził kontrowersje. Ale te prace niewątpliwie wycisnęły piętno na mojej wyobraźni. Wystarczy sięgnąć po „Teatr snów.”
Iwona Anna Dylewicz: Rysuję amatorsko. Ołówkiem. Cały czas się uczę. Przychodzą do mnie obrazy, które staram się przelać na papier. Niektóre – w formie słów. Inne to czarno-białe grafiki – inspirowane muzyką, poezją, snem czy po prostu wyobraźnią. Wiele z nich stało się zalążkiem do tekstu, pozostałe są tylko jego „uplastycznioną” wizją. Większość tak samo metaforyczna jak sceny w „Teatrze snów.”
Iwona Anna Dylewicz: O, takich ulubionych jest kilku. I to zarówno poetów, jak i prozaików. Do tych drugich zalicza się niewątpliwie Joanna Chmielewska, której humor uwielbiam. Zaczytywałam się w powieściach Marii Rodziewiczówny. Za tajemniczość i magię cenię Jonathana Carrolla, ale także iberoamerykańskich pisarzy – Julia Cortazara, Carlosa Fuentesa. To oczywiście nie wszyscy, ale zdecydowanie najczęściej sięgam po ich książki. Nawet kilka razy po te same pozycje.
Iwona Anna Dylewicz: Gdy weźmiemy pod uwagę historię i dzieje świata, to chyba najlepiej czułabym się w średniowieczu. Wiem, że wtedy nie miałabym wiele do powiedzenia, być może oskarżono by mnie o czary. Któż to wie… Bliski kontakt z naturą stałby się dla mnie ucieczką, a jednocześnie jedynym sposobem na przetrwanie. Na drugim miejscu postawiłabym starożytność. Jeśli chodzi o okresy literackie, to zawsze pociągała mnie Młoda Polska i jej przedstawiciele. Pewnie dlatego miastem, w którym doskonale się odnajduję jest magiczny Kraków.
Iwona Anna Dylewicz: To zależy. Nieraz włączam „Dead can dance”, czasem Vangelisa, często Barry’ego White’a. Lubię również ciszę. A zdarza się, że w tle gra telewizor i „leci” mocny film. Przyznam się jednak, że w ciszy zdecydowanie lepiej się koncentruję. To samo tyczy się pisania w dzień i w nocy. Gdy jest ciemno, łatwiej mi zebrać myśli. Jakoś szybciej płyną…
Iwona Anna Dylewicz: Moją trzecią pasją – wszak jestem artystyczną duszą – jest muzyka, a właściwie śpiew. Był czas, że próbowałam swych sił i na tym gruncie. Kilka razy nawet wystąpiłam publicznie. Ale trema, która mi wtedy towarzyszyła, była zbyt silna i działała bardziej destrukcyjnie. Porzuciłam tę pasję na rzecz literatury, choć zdarza mi się czasem pośpiewać do lustra.
Iwona Anna Dylewicz: „Teatr snów” to historie, które się zdarzyły, tu ubrane w szereg metafor, lekko wykrzywione w lustrze wyobraźni i otoczone senną wizją. Przeplatają się, bo tak dzieje się w naszym życiu – raz jawa, raz sen. Wszystko okraszone podtekstem, magią i wrzucone w labirynt interpretacji. Niektóre z nich to moje osobiste przeżycia. Są też obserwacje innych, a także, a może przede wszystkim sny. Ulotne obrazy, które próbowałam pochwycić i zamknąć na stronach powieści.
Iwona Anna Dylewicz: Kobiecie zazwyczaj łatwiej pisać o innej kobiecie, a że każda z nas to zagadka, nieraz sama dla siebie… Bohaterka „Teatru snów” ma włosy mieniące się czerwienią, miedzią, złotem. Nie chciałam wybierać jej imienia z listy imion żeńskich. Sądziłam, że takie „przezwisko” pokaże, w jaki sposób patrzymy czasem na innych. Przez pryzmat stereotypów. Zwłaszcza, gdy ktoś z jakiegoś powodu – mam tu na myśli wygląd zewnętrzny – nie „pasuje” do otoczenia. Do tej pory mówi się, że rude to fałszywe. I tak piętnujemy.
Iwona Anna Dylewicz: Mówi się, ze kot ma dziewięć żywotów. Ponieważ główna bohaterka posiada umiejętność, dar zmiany postaci właśnie na kocią, uznałam, że tyle powinno być historii. Najciekawsze, że podczas pisania pierwszego rozdziału, myślałam, ze to będzie jedynie opowiadanie. Pewne historie sprawiły, ze dopisałam ciąg dalszy, czyli osiem kolejnych epizodów.
Iwona Anna Dylewicz: Oczywiście. Miałam kilka kotów. To zwierzęta niezależne, choć nam często wydaje się, że je oswoiliśmy. Zwykle jednak chodzą własnymi drogami. Czasem zazdroszczę im wolności. Człowiek uwikłany w różne relacje, nie zawsze dobre, staje się niewolnikiem swoich czynów, systemów i innych uwarunkowań.
Iwona Anna Dylewicz: Tak się złożyło, że konwencja, która pojawiła się w „Teatrze snów” jakoś leży mi najbardziej. Dlatego pokusiłam się, by napisać kolejne powieści z Rudą w roli głównej stosując pierwszo- i trzecioosobową narrację. Nie są to kontynuacje sensu stricto, jak można by się spodziewać po trylogiach. Określiłabym je raczej jako odsłony. Ale jak w pierwszej książce jest mrok, magia, tajemnica oraz, rzecz jasna, jawa i sen. Mogę już zdradzić, że druga część, czyli „Ciasteczko z wróżbą” została ukończona i obecnie poszukuje wydawcy. A nad trzecią pod tytułem „Ziarna zemsty” obecnie pracuję.
Iwona Anna Dylewicz: Szczerze mówiąc nie sięgam wzrokiem tak daleko. Ale gdybym mogła pomarzyć… Pewnie zaszyłabym się w jakiejś chatce pod lasem, z dala od wielkomiejskiego gwaru i opętańczego biegu za pieniędzmi i wymyślałabym kolejne historie o Rudej albo pisałabym wiersze. A może zaczęłabym malować obrazy olejne? Któż to wie…
serdecznie dziękujemy za rozmowę
Wywiad
O AUTORCE
Nazywam się Iwona Anna Dylewicz (rocznik 1969). Obecnie mieszkam i tworzę we Wrocławiu. Jestem pisarką, poetką, a także rysowniczką-samoukiem. Choć opowiadam mroczne, mocno działające na wyobraźnię, budzące mnóstwo emocji oraz pytań historie, sama pozostaję pogodną i otwartą osobą, która z prawdziwą pasją stara się realizować swoje marzenia. Przysłowie mówi: „ciągnie wilka do lasu”. I chociaż długo poszukiwałam swojej drogi czy miejsca w życiu, moim „lasem” okazały się być artystyczne kręgi, w których czułam się po prostu sobą. Ale samą przygodę z literaturą i rysunkiem zaczęłam dość dawno, właściwie jeszcze w czasach liceum.
Wtedy próbowałam stawiać pierwsze kroki na literackim gruncie (poezja, proza). Podejmowałam też niełatwe zadanie przeniesienia obrazów z mojej wyobraźni na papier i to zarówno w formie grafik, jak i ciągu słów. Wszystkim wydawało się, że to jedynie „przelotna znajomość”… Ostatecznie pasja wygrała z nauką, bo jak mówił Albert Einstein: „Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy, ponieważ wiedza jest ograniczona”.
Od paru lat przygoda dojrzewała i coraz bardziej zmieniała się w trwały związek, którego owocem jest debiutancka powieść z pogranicza realizmu magicznego „Teatr snów„, dodatkowo wzbogacona mrocznymi ilustracjami mojego autorstwa (bliższe informacje na https://ksiegarnia.dygresje.pl/ksiazka/teatr-snow/). W pisaniu staram się odchodzić od schematów, nie idę na łatwiznę i stale poszukuję nowych dróg ekspresji, stawiając na jakość opowiadanych historii, których przesłaniem jest walka do końca. Mimo przeszkód. Obecnie pracuję nad kolejną częścią przygód Rudej – bohaterki „Teatru snów„. Serdecznie zapraszam do przeczytania książki.
Druga dziedzina, w której stale się rozwijam to rysunek. Grafika równie mocno działa na zmysły czytelnika. W mojej wirtualnej galerii https://skaleczona.deviantart.com/gallery/ zobaczycie kilkanaście prac – większość czarno-białych w ołówku oraz tzw. digitalarts, gdzie próbuję bawić się kolorami. Wciąż bowiem staram się łączyć swoje pasje: słowa malowane obrazem i obrazy malowane słowami.
Wierzę w magię. Lubię symbolikę, oniryzm, mroczne i tajemnicze klimaty, jesień, a także dobrą muzykę oraz ciekawą lekturę. Inne zainteresowania – jak działa wszechświat, śpiewanie, hodowanie kwiatów doniczkowych oraz hobby – odkrywanie świata i… siebie. Nieustannie. Ach, prawie zapomniałabym dodać, że uwielbiam czerwone wino i miód pitny.
Recenzja "Teatr Snów" Iwona Anna Dylewicz
Gdy otrzymałam od Autorki, Iwony Anny Dylewicz, propozycję zrecenzowania „Teatru snów” i gdy przeczytałam wstępne informacje o powieści, byłam mocno zaintrygowana i przekonana, że to historia dla mnie. Nie pomyliłam się. Książka dosłownie mnie porwała, zatonęłam w jej magii i nierealności. Dodatkowo znajdziemy w powieści nawiązania do twórczości Zdzisława Beksińskiego. Ilustracje autorstwa Iwony Anny Dylewicz też działają na wyobraźnię w czasie czytania. Miałam wrażenie, że gdy ich dotykam, to na opuszkach moich palców pozostaje grafitowy pył…
Zwiastun powieści
Prezentacja Książki
Teatr snów to prawdziwa uczta dla wyobraźni, surrealistyczny spektakl niedopowiedzeń, koszmarnych zjaw tonących w mroku pośród słów, niebezpiecznie wciągający i pozostawiający uczucie niedosytu. Co tak naprawdę kryje się za kurtyną Teatru snów?
Olimpia
Udostępnij