Recenzja "Rodzinka" | #127 |
"Rodzinka" Tim Miller
Recenzja
Październik 2020
Wstęp
Horror ekstremalny „Rodzinka” autorstwa Tima Millera to historia szalonej rodzinki, która torturuje w okrutny sposób przypadkowe ofiary. Krew, obraz ludzkiego cierpienia to nie jest w tej historii najbardziej przerażające. To co mnie wyjątkowo poruszyło w powieści, to fakt, że większości tych krwawych czynów dokonują dzieci i dlatego jest to książka, która zjeży niejednemu Czytelnikowi włos na głowie. Dzieci otacza się nimbem niewinności, traktuje jako bezradne, potrzebujące pomocy. W tym przypadku jest to mylne. Przed pociechami Eddie’go Masona należy uciekać i nie dać się nabrać na ich gierki. W przeciwnym razie trafi się na pewną teksańską farmę – miejsce kaźni i niewyobrażalnego cierpienia…
Nie ufaj dzieciom!
Taką ofiarą własnej wrażliwości stała się Carla – kelnerka pracująca w klubie ze striptizem. Wychodząc z pracy, zobaczyła niewysoką postać, okazało się, że to mały chłopiec w masce. Chcąc mu pomóc, wpadła w tarapaty.
„To nie żaden mężczyzna, a chłopiec. Mały chłopczyk, pięcio-, góra sześcioletni, ubrany w maskę, czarną bluzę z kapturem i czarne rękawiczki. Przy niemal trzydziestu stopniach Celsjusza musiał się pocić jak świnia”.
Jej okaleczone zwłoki wkrótce zostają odnalezione. Sprawę prowadzi detektyw Julie Castillo. Jest zdeterminowana, by jak najszybciej schwytać sprawcę tego okrutnego mordu. Okazuje się, że jest przez niego obserwowana. Gdy jej przyjaciółka nie wraca z pracy (jak się okazuje, nawet do niej nie dotarła), Julie zaczyna obawiać się, że jest kolejną ofiarą. Kim jest sprawca? Julie nie musi długo czekać na odpowiedź. Mężczyzna się z nią kontaktuje i umawia miejsce spotkania. Pani detektyw prosi o wsparcie swojego partnera Bena i nie informując przełożonych wyrusza w nadziei, że odzyska Sarę. I trafia w sam środek koszmaru…
Na starej farmie...
Eddie Mason to facet, który boryka się z wieloma problemami. Nie może znaleźć pracy. Jego cudowne lata szczęśliwego pożycia małżeńskiego dawno minęły. Teraz żona stała się zrzędliwą jędzą, która wyśmiewa go i dosłownie terroryzuje. To rodzi w mężczyźnie frustracje. I znalazł doskonały sposób na ich rozładowanie. Wszystko za sprawą pewnej maski. Gdy ją zakłada do głosu dochodzi jego alter ego – mroczne, krwiożercze i kierowane za sprawą pierwotnych instynktów.
„Zew Maski usłyszał zaledwie kilka lat temu. Wypatrzył ją w sklepie z taniochą. Gruba przesłona z włókna szklanego przyciągnęła jego wzrok. Wyglądała na ręcznie robioną. Zdawał sobie sprawę, że nie przemówiła do niego dosłownie, ale w pewien sposób jednak to uczyniła. Kupił Maskę i jego życie już nigdy nie było takie samo. Z wolna uaktywniała się jego druga natura; coraz bardziej i bardziej”.
Mężczyzna odkrywa w sobie zamiłowanie do torturowania ludzi. We wszystko wciąga swoje nieletnie dzieci: Brandi i Jeffreya. Stopniowo uczy je, jak zadawać ból. Po dokonaniu kolejnych aktów mordu wspólnie spożywają elementy ciał ofiar. Szaleństwo trwa. Czy Julie powstrzyma te potwory, które wierząc w rytuał oczyszczenia dokonują tak makabrycznych czynów? Czy też dzielna pani detektyw padnie ofiarą szalonej rodzinki Masonów i ostatecznie wyląduje jako danie główne na ich stole? O tym dowiecie się, czytając „Rodzinkę” Tima Millera.
Podsumowanie
Od pewnego czasu gustuję w horrorach ekstremalnych. W „Rodzince” Tima Millera znalazło się wszystko to, co sprawia, że możemy mówić o mocnych wrażeniach. Z pewnością nie jest to lektura dla wszystkich. Ci bardziej wrażliwi, lepiej, żeby po nią nie sięgali. Autor epatuje krwawymi, obrzydliwymi i dosadnymi opisami. Lektura jest naprawdę mroczna, choć znalazłam w niej również pewne elementy groteski – co jest tym bardziej przerażające. Mnie najbardziej szokowały nie tyle wszystkie opisywane tutaj sceny tortur, ale to, że ich sprawcami były po części dzieci. Dzieci, które kojarzą się z niewinnością stały się prawdziwymi i bezdusznymi potworami. Ich szalony ojciec wypaczył te młode umysły. Brandi i Jeffrey nie widzą niczego złego w tym, co robią. W pewien sposób rywalizują pomiędzy sobą, by zadowolić Eddie’go. I to jest prawdziwy koszmar ukazany na kartach tej historii. Jak można stworzyć psychopatę i przekonać własne dzieci, że zabijanie innych ludzi to całkiem niezła zabawa, która kończy się ucztą…
Lekturę polecam fanom ekranizacji typu: „Teksańska masakra piłą mechaniczną” i jej podobnych. Nie będziecie rozczarowani!
Kilka Słów o Książce
Olimpia
Udostępnij